Lampa starego samochodu

Działania rzecznicze – jak głęboki jest kryzys pozarządowości?

Organizacje pozarządowe powstały trochę poza rządem. Kiedyś zajmowały się tym, czym rząd nie dawał rady się zająć i, przede wszystkim, były blisko ludzi, których wspierały. Organizacje były tworzone też po to, aby mówić głośno, co nie działa i, co należy zmienić. Dzisiaj, jak pokazują dane Klon/ Jawor („Kondycja organizacji pozarządowych 2021”), tylko 26% organizacji prowadzi działania rzecznicze na rzecz osób wspieranych, tylko 12% wpływa na zmiany o charakterze systemowym. Kontrolą pracy samorządu zajmuje się zaś tylko 9% podmiotów…

Te bardzo smutne dane sprowadzają się do tego, że zamiast konsultować działania z lokalnym samorządem (23% organizacji), częściej jesteśmy realizatorami zadań publicznych (57% organizacji)…

Czy działania rzecznicze i konsultacje mają sens?

Nie wiem. To jest pytanie głęboko filozoficzne i retoryczne. Z jednej strony, są urzednicy, którzy słuchają, z drugiej – postulaty giną w gąszczu pragnień politycznych i realiów budżetowych. I o ile na poziomie samorządowym to jeszcze jakoś działa, to na poziomie rządowym – jest źle. Aby realnie wpływać na to, co robi urząd trzeba “być”. Być na spotkaniach, przypominać swoją obecność, dać zapamiętać swoją twarz.

Ciągle w głowie mi się nie mieści, że osoby z organizacji tego nie rozumieją. Czego najlepszym przykładem była obecność 2 z 12 zaproszonych osób na konsultacjach społecznych w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Śląskiego…

Czemu tego nie robimy?

Działania rzecznicze i udział w konsultacjach społecznych jest trudny. Wymaga:

  • wiedzy,
  • czasu,
  • pieniędzy na dojazdy na spotkania,
  • chęci.

Konsultacje wymagają też wielu innych rzeczy, co zostało już szczegółowo opisane np. na ngo.plpartycypacjaobywatelska.pl i w kilku innych miejscach. Jednak z perspektywy osoby z “pozarządówki” te cztery rzeczy są najważniejsze.

Bez wiedzy nie będzie sensownych uwag. Bez czasu – wiedzy merytorycznej i dociekliwości w poszukiwaniu błędów w proponowanych aktach prawa. Brak pieniędzy – pozostawia suche maile i ankiety, a nie spotkania z drugim człowiekiem. Bez chęci – nie ma nic.

Co nas zniechęca?

Czasami konsultacje bywają fasadowe. Bo trzeba je wykonać, a nikt tak naprawdę nie ma na nie czasu. W naszej polskiej “kulturze zapier…” trudno jest zaplanować konsultacje i czas na rozmowy odpowiednio wcześniej. Prościej jest wrzucić ogłoszenie o spotkaniu do BIBu i liczyć, że nikt się o nim nie dowie. Dodatkowo, jeżeli czas na zgłoszenie uwag jest minimalny – tak jakieś 14 dni, a dokument liczy kilkaset stron, to mogę być pewna, że przeczytają tę treść tylko zapaleńcy.

Czasami chciałbym o czymś porozmawiać z urzędem, ale jeżeli on tego nie musi – to często słyszę “Ale o co znowu Pani chodzi? Zawsze tak robiliśmy.”.

Na szczeblu krajowym prace legislacyjne toczą się w szybkim tempie i często zamknięte w gremiach międzypartyjnych, dlatego organizacje mają głos raczej w fazie przygotowywania założeń czy opiniowania roboczych wersji niż w finalnych decyzjach.

Na poziomie lokalnym urzędy są prawnie zobowiązane do konsultowania m.in. programów współpracy z NGO i budżetów obywatelskich. W wielu miastach działają też rady pożytku publicznego i inne ciała dialogu. Dzięki temu NGO mają w praktyce więcej okazji do zabrania głosu przy kształtowaniu lokalnej polityki społecznej i kulturalnej.

Czy coś się zmieni na lepsze?

Jeżeli nie zreorganizujemy swojego pozarządowego czasu – nie. Konsultacje i kształt programów wpływa na wydatkowanie środków i na naszą działalność. Mówiłam o tym w 99 odcinku podcastu.

Posłuchaj go, a potem idź do urzędu zmieniać świat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści